O „zbieractwie” słów kilka

Wiosna w ośrodku to najbardziej pracowity okres. Pełno młodych z rozmaitymi „historiami” (potrącenia, zatrucia, złamania, etc…), ale niestety nie tylko chore zwierzęta wiosną trafiają pod naszą strzechę. Coraz modniejsze robi się zbieranie pisklaków znalezionych w rozmaitych okolicznościach przyrody – nieważne czy tego potrzebują czy nie.

Warto cytować i powielać wartościowe teksty, więc za zgodą autora – Piotra Piliczewskiego – dołączam poniżej tekst jaki zamieszczony został na fb w jednej z grup przyrodniczych.

„Na grupie panuje jakaś nieuzasadniona akceptacja pewnej kategorii czynów zabronionych prawnie. Chodzi konkretnie o propagowanie zabierania podlotów pod płaszczykiem pomocy. Pod częścią zdjęć są apele „tylko sprawdź czy nie osierocony” a czasem ktoś się pochwali że bez uprawnień zabrał podlota „ale go nigdzie nie odda” czy wypuścił ptaka, najoczywiściej niezaobrączkowanego, ale „na pewno on sobie daje radę i jeszcze nas odwiedza”.
W kwestii „osierocenia”. Przez 20 lat prowadzenia badań w trzech różnych miejscach w Szczecinie, w tym w jednym bardzo dobrze przez nas spenetrowanym przypadek sieroty do podjęcia zdarzył się …. raz!! JEDEN RAZ. Był to grzywacz. Podloty za to potrafią być adoptowane. Nawet niesparowanego kawalera potrafią skłonić do karmienia. Śmierć jednego rodzica powoduje porzucenie gniazda, ale nie podlotów – one są tak cenne że nawet jeden rodzic je wykarmi. Natomiast ptaki tego samego gatunku bardzo potrafią różnić się osobowością. Jedne są bardzo śmiałe, a inne nie podlecą i nie nakarmią jeśli 30 m dalej stoi obserwator z lornetką. Niektóre ptaki, zwłaszcza krukowate ale nie tylko, świetnie zdają sobie sprawę z tego na co obserwator patrzy Mamy takie (sporadycznie ale jednak) pary kosów które tygodniami „żerują” i takie gniazda przy których ciężko ustalić rodziców po czym nagle widzimy karmienie już lotnych (a zatem bezpiecznych) usamodzielniających się młodych. Tymczasem po prostu ptaki robiły co mogły aby ukryć lęg. Dlatego „osierocony podlot” na 99,9999% – ma obu rodziców.
Podloty często giną, to prawda. Jeszcze częściej giną gniazda z jajami i pisklętami, a przeciętny ptak wróblowy żyje tak krótko że ma przed sobą 1-3 sezony lęgowe. To, że podlot zginie bo go coś zje – to słaby argumenty za podjęciem. Równie dobrze można by zabierać jaja do sztucznej inkubacji (raczej je cos zje) i dorosłe ptaki do hodowli (na 99% nie dożyją nawet polowy maksymalnej długości życia). Właśnie dlatego że tyle ginie – NIE WOLNO ŻADNEGO ZABIERAĆ bo jeden podlot zabrany to ekwiwalent 2-3 gniazd ze świeżo wyklutymi pisklętami. Jeśli ptak dożył do etapu podlota – to środowisko nie jest dla niego beznadziejne bo gdyby było to zginąłby jeszcze jako jajo lub pisklę w gnieździe i tak się dzieje w faktycznie kiepskich miejscach!! Na to ma większe szanse niż na bycie podlotem.
Prowadzimy badania w zapsionym, zakoconym, zasroczonym, zakunionym i zawronionym parku. Park jest otoczony i pocięty ulicami, są przy nim parkingi, w nim tez jest parking. Tak, niekiedy podloty giną pod samochodami – ale znacznie częściej giną nabuzowane testosteronem samce na początku sezonu lęgowego 🙂 Też mamy je łapać i trzymać w domu? Podlot zabrany z parkingu czy ulicy i przeniesiony nawet o kilkadziesiąt metrów – daje radę dowołać rodziców i daje sobie radę. To nie powód do zabierania do domu.
Ptak jest nieporadnym podlotem przez dni KILKA. Za to zabranie do sztucznego odchowu – może rzutować na całe jego życie. Jeśli nie jest to jerzyk – to z rodzicami spędzi jeszcze czas poza gniazdem. Będzie dokarmiany, będzie się uczył od nich i przy nich życia. Są liczne dowody na to, bezpośrednie i pośrednie, że ptaki i ssaki odchowane i wypuszczone są upośledzone w porównaniu z dzikimi. Przykładowo kuropatwy z hodowli mają jakikolwiek sukces lęgowy tyko wtedy, gdy znajda dzikiego partnera, ale i wtedy jest on mniejszy niż u dzikich ptaków. Bardzo wiele sokołów wędrownych, choć są introdukowane z najwyższą starannością – znika bez wieści. Wiara w to, że ptak wychowany, a już zwłaszcza w domu z ludźmi, świetnie sobie poradzi – jest bardzo szkodliwa. Zwłaszcza dla bardzo inteligentnych, złożonych intelektualnie krukowatych.
Potwierdzeniem przeżycia na wolności jest odczyt obrączki ornitologicznej i tylko w ten sposób można weryfikować skuteczność odchowu. Żadne inne „rozpoznawanie wychowanka po wyglądzie” nie są nic warte. Mam takie miejsce gdzie od jakiegoś czasu mam terenówki ze studentami, gdzie m. in. obrączkuję. Zawsze jest tam samiec pleszki, wyjątkowo śmiały, niebojaźliwy, gniazdujący mniej więcej w tym samym miejscu, przysiadający na parapetach w tych samych miejscach, z małym dystansem ucieczki. Wydawałoby się że to ten sam, tymczasem co roku jest to inny osobnik! Po prostu w tym miejscu gniazdują pleszki z podobnym typem osobowości.
Ptaki nie mogą być znakowane przez nikogo innego niż uprawnione osoby i niczym innym niż obrączką ornitologiczną Centrali obrączkowania ptaków MiIZ PAN.
Zdaję sobie sprawę że nie wszędzie łatwo dostarczyć ptaka do ośrodka i nie wszędzie takie ośrodki są. Natomiast to tym bardziej powinno mitygować przed zbieraniem. Dosyć często kontaktują się ze mną ludzie którzy właśnie „znaleźli biednego, osieroconego, opuszczonego, wypadłego z gniazda” ptaka. W 95% – to zdrowy podlot. Z dwojga złego znacznie lepiej żadnych ptaków nie ruszać. Jeśli ktoś nie wie czy ptak to pisklę czy normalny podlot, lepiej zostawić. Jeśli ktoś chowa pisklę – lepiej podrzucić je do rodziny jako podlota niż trzymać do samodzielności. A jeśli ma się rannego czy chorego ptaka to tym bardziej musi mieć fachową opiekę.”

– Piotr Piliczewski

Zostaw komentarz